niedziela, 8 grudnia 2013

Lepiej wydać kasę na dobrego praktycznego  projektanta, to na pewno pozwoli na uniknięcie fuszerek !!!
A zaoszczędzoną kasę przeznaczyć na inne inwestycje.
Od wielu lat o tym mówię.
Czy to się kiedyś stanie !!!

http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,35255,15091276,Marnuja_pieniadze_zgodnie_z_procedurami__KOMENTARZ_.html#TRNajCzytSST

Marnują pieniądze zgodnie z procedurami [KOMENTARZ]

Janusz Kędracki

07.12.2013 , aktualizacja: 06.12.2013 19:01
A A A Drukuj
W 2011 roku partie polityczne dostaną więcej pieniędzy - przewiduje projekt budżetu
W 2011 roku partie polityczne dostaną więcej pieniędzy - przewiduje projekt budżetu (Fot. engel)
Liczymy się z pieniędzmi, jeśli wydajemy je z własnej kieszeni. Wtedy i projektujemy oszczędnie, i szukamy tańszych rozwiązań. Przyzwyczailiśmy się do tego, że jeśli coś robi samorząd czy państwo, to za grube miliony. Czy musi?


Opisywałem w piątek przypadek z gminy Nowy Korczyn, która buduje przydomowe oczyszczalnie ścieków. Jedna będzie kosztować 19,5 tys. zł. Zadzwoniłem do firmy, która wygrała przetarg, z zapytaniem, ile by mnie kosztował zakup i instalacja takiej samej. Dowiedziałem się, że średnia cena to ok. 12 tys. zł, ale mogę też dostać rabat.

Wójt Nowego Korczyna pewnie nie dzwonił. Zapewnia jednak, że wszystko robił zgodnie z prawem, przetarg przeprowadzony został zgodnie z procedurą, wygrała wcale nie najdroższa firma i "wyszło, jak wyszło". Przyznaje, że nie tanio, lecz sobie oczywiście nie ma nic do zarzucenia, bo - jak twierdzi - "wszystko zależy od projektanta".

Niedawno podobne wyjaśnienie usłyszałem w Urzędzie Miasta i Gminy Osiek, gdy zapytałem, po co na niewielkim rynku zamontowali aż 85 latarń parkowych i lamp oświetleniowych. Projektantami zasłaniają się nie tylko w gminach wiejskich czy miasteczkach. Także zastępca prezydenta aspirującej do miana metropolii stolicy województwa czynił to, tłumacząc przyczyny rozsypujących się wkrótce po zbudowaniu boisk. A najbardziej winił za wszystko ustawę o zamówieniach publicznych.

Projektanci, ustawy i procedury pewnie też nie są bez winy. Za to, że gmina buduje zbyt drogo lub byle jak, odpowiada jednak, a przynajmniej powinien odpowiadać, przede wszystkim wójt, burmistrz czy prezydent. To on ma stawiać warunki projektantowi, a nie odwrotnie. I liczyć się z pieniędzmi. Że z tym bywa różnie, widzi każdy baczniejszy obserwator otaczającej nas rzeczywistości.

Wracając do Nowego Korczyna, to już wczesną wiosną wójt się chwalił publicznie, że na 118 oczyszczalni ma 2,5 miliona, w tym ponad 1,5 miliona z unijnego programu. Firmy startujące w przetargu wiedziały więc doskonale, ile mogą zarobić. Miały się ograniczać i liczyć tylko po 12 tys. zł za jedną oczyszczalnię, skoro można więcej? Nie wymagajmy aż takiego poświęcenia.

Przykład z oczyszczalniami to oczywiście drobnostka przy idących w setki milionów, a nawet w miliardy inwestycjach. Tam dopiero jest pole do wszelkiego rodzaju nadużyć. Rzadko tylko ujawniane są takie przypadki, bo budujemy w większości zgodnie z procedurami. Ogłaszamy przetargi, które w założeniu mają przynieść oszczędności, a często przynoszą odwrotny skutek. Jeśli jednak w papierach wszystko w porządku, budynek się nie zawali czy droga po kilku miesiącach nie rozsypie, nikt się czepiać nie będzie. Wykonawca każdy milion przyjmie, a gmina się zadłuży i zapłaci.

Tak naprawdę to liczymy się z pieniędzmi, jeśli wydajemy je z własnej kieszeni. Wtedy i projektujemy oszczędnie, i szukamy tańszych rozwiązań, niekoniecznie gorszych. Przyzwyczailiśmy się do tego, że jeśli coś robi samorząd czy państwo, to za grube miliony. Czy musi? Niekoniecznie, ale nie ulega wątpliwości, że publiczne pieniądze lżej wydawać od swoich.

Zwłaszcza te unijne, o których nawet wysoko postawieni urzędnicy mówią często tak, jakby nie były nasze i można się z nimi mniej liczyć. To jest już jednak temat na odrębną opowieść. 


Cały tekst: http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,35255,15091276,Marnuja_pieniadze_zgodnie_z_procedurami__KOMENTARZ_.html#TRNajCzytSST#ixzz2mtntbu28

wtorek, 19 listopada 2013

WIELE RAZY ZWRACAŁEM UWAGĘ ZAMAWIAJĄCYM  NA NIEUZASADNIONE OBSADZENIA ZIELENIĄ PRZESTRZENI PRZY DROGOWEJ  !!!

Ostatni wyczyn ministra Nowaka. Usychające miliony wzdłużautostrad

Dodano: 19.11.2013 [07:13]
Ostatni wyczyn ministra Nowaka. Usychające miliony wzdłuż autostrad - niezalezna.pl
foto: Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska
Wzdłuż polskich autostrad więdną drzewa sadzone kosztem dziesiątków milionów złotych. Jak wskazują fachowcy, spowodowane jest to tym, że sadzi się zbyt duże drzewka. Tylko na 30-kilometrowym odcinku autostrady A1 Kowal–węzeł Sójki na zieleń i drzewa, które uschły, wydano kilkanaście milionów złotych.

Na tym prestiżowym odcinku autostrady A1 uschły setki posadzonych w ubiegłym roku brzóz. Drzewa wysokie na 2 m zostały zmarnowane praktycznie co do sztuki. Według tłumaczeń przedstawicieli Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad zawinił wykonawca, który nie podlewał zasadzonych brzózek. Tymczasem zdaniem fachowców przyczyna może być zupełnie inna. –Powiedzenie leśników mówi, że starych drzew się nie przesadza. Oczywiście przy obecnej technice jest to możliwe, ale wtedy znacznie rosną koszty sadzenia drzew i ryzyko, że takie rośliny się nie przyjmą – mówi „Codziennej” dr inż. Włodzimierz Buraczyk z Katedry Hodowli Lasu Wydziału Leśnictwa Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

– Gdyby zasadzono małe jednoroczne brzozy, jest duże prawdopodobieństwo, że w dwa lata przyjęłyby się i urosły. Zapewne jednak projektantowi zależało na natychmiastowym efekcie wizualnym – mówi nam dr inż. Buraczyk, który nazwał „naiwnym” tłumaczenie GDDKiA, że drzewa uschły, bo nie były podlewane. – Przyczyn może być wiele, ale przeważnie w takich wypadkach winne jest złe przygotowanie korzeni drzewa do przesadzania – ocenia specjalista.

Jak poinformował nas Łukasz Jóźwiak, kierownik Wydziału Informacji i Promocji GDDKiA, tylko na odcinku Kowal–węzeł Sójki wydano na zieleń kilkanaście milionów złotych.

czwartek, 10 października 2013


http://interia360.pl/ciekawostki/artykul/co-mi-rzekl-dab-bartek-w-swiatowy-dzien-drzewa,64856


Co mi rzekł Dąb Bartek w światowy dzień drzewa

Autor: Bartłomiej Kowalewski (zredagowany przez: Magda Głowala-Habel)
Jak co roku w światowym dniu drzewa idę do dębu Bartka posłuchać co mi ma do powiedzenia. W tym roku dostałem zadanie, napisać w sieci jak się sadzi drzewa.
Dąb Bartek
Dąb Bartek / fot. Bartłomiej Kowalewski
Niby proste zadanie pomyślałem wracając. Ale dla kogo? I tu zaczęły się schody. Jak podać prosty sposób sadzenia drzew nie wymądrzając się zbytnio, nie odsyłając do specjalistycznej literatury tylko krótko a praktycznie.
Po namyśle postanowiłem napisać tych kilka zdań.
Zacznijmy od oględzin terenu. Tu zapadnie decyzja jakiego gatunku drzewo ma szansę dożyć wieku starczego. Podam obrazowe porównanie Eskimos nie najlepiej będzie się czuł na Saharze, a Berber za kołem podbiegunowym. Wielu z nas niestety z niewiedzy lub co gorsza ambicji próbuje uszczęśliwić swoje nowo posadzone drzewo łamiąc tę oczywistość. 

Druga ważna sprawa to rozmiar dorosłego drzewa. Często jest tak, że nie mamy wyobraźni jak duże będzie nowo posadzone drzewo za kilkanaście, dziesiąt, set lat. Stawiamy nasze dzieci, wnuki przed niekiedy trudnym i kosztownym wyborem czy zachować drzewo posadzone przez rodziców, dziadków czy wyciąć, bo zaczęło kolidować  z domem, garażem, ogrodzeniem.  
Sadzenie drzew to niezwykle odpowiedzialne przedsięwzięcie i dlatego warto przed zasięgnąć garść niezbędnych informacji. Jak widzę świerki, jodły, modrzewie posadzone w mieście szczególnie przy ciągach komunikacyjnych to mi ręce opadają. A jak słyszę argumentację projektantów... to i szczęka.
Apeluję do wszystkich: sadząc drzewa nie krzywdźmy ich, siebie, potomków tylko zróbmy to według sztuki ogrodniczej, co wbrew pozorom nie jest takie trudne. Te aglomeracje miejskie, których urzędnicy jeśli nie sami, to radząc się praktyków przyrodników mądrze administrują powierzoną przestrzenią tworzą piękne parki, aleje, skwery. Ci co to lekceważą tworzą ciągłą prowizorkę i są często w konflikcie z różnymi instytucjami z sądami włącznie.
Jeśli ktoś w komentarzu zada pytanie jakie, gdzie, kiedy posadzić drzewo dostanie wyczerpującą odpowiedź.
Pozdrawiam
Bartek

czwartek, 3 października 2013

Czy już mamy się bać !!!

  • Agresywne chińskie osy zabiły 41 osób, ponad 1600 trzeba było hospitalizować

    13:34

    ATAKI SĄ CORAZ CZĘSTSZE, WŁADZE NAKAZAŁY NISZCZENIE GNIAZD OWADÓW

    Strażacy masowo niszczą gniazda niebezpiecznych owadów
    Reuters
    W wyniku ataków agresywnych owadów zmarło już 41 osób, a ponad 1600 wymagało hospitalizacji. Władze, zaniepokojone gwałtownym wzrostem liczby takich przypadków, nakazały niszczenie gniazd znajdujących się blisko mieszkań i gospodarstw.
    Większość incydentów miała miejsce w północno-zachodniej chińskiej prowincji Shaanxi. Do ataków doszło w miastach Hanzhong, Ankang i Xi'an oraz pobliskich gospodarstwach rolnych. W związku z tym władze nakazały usunięcie setek gniazd.
    - Gdy rój rzucił się na mnie, założyłem kosz na głowę, by się ochronić - powiedział He Quancheng, rolnik który uszedł z życiem po tym, jak zaatakował go rój owadów. Jak sam przyznaje, owady rozwścieczyła strącona przez niego niechcący gałąź.

    piątek, 20 września 2013

    SPRÓBUJ ODPOWIEDZIEĆ NA PYTANIE : MIEĆ czy SKORZYSTAĆ ???

     WIELE MŁODYCH OSÓB PYTA ???
    Czy warto wszystko  mieć odpowiedź wydała się taka oczywista pewnie że mieć ???
    Po jakimś czasie zadają sobie następne pytanie ale po co to wszystko ???
    Może lepiej nie mieć a skorzystać wtedy gdy jest taką ochota ???
    Korzystniej wynająć, wypożyczyć czy wymienić się ???

    Na te i inne pytania można uzyskać podpowiedź tu !!!
    pozdrawiam
    WBK


    CZY WIEMY CO JEMY !!!

    http://ciekawe.onet.pl/wokolnas/uwaga-na-pestycydy,1,5577926,artykul.html

    Uwaga na pestycydy

    wczoraj, 14:15Andrzej Dębski Onet
    Amerykańska organizacja Enviromental Working Group opracowała raport wykazujący, które warzywa i owoce zawierają najwięcej pestycydów. Dane są szokujące – najwięcej "chemii" mają produkty, po których w ogóle byśmy się tego nie spodziewali. Czy w Polsce sytuacja wygląda podobnie?
    fot. Shutterstock
    Panuje powszechny pogląd, że jednym za najbardziej zanieczyszczonych warzyw jest sałata. Rzeczywiście, warzywo to wykazuje bardzo dużą zdolność do akumulowania ołowiu i z tego powodu nigdy nie powinno być uprawiane przy drogach. Zanieczyszczenia żywności to jednak nie tylko ołów, ale przede wszystkim pestycydy, o których często zapominamy sięgając po piękne warzywa ze skrzynek w supermarketach.
    Pestycydy są stosowane w tej chwili w większości upraw. To środki naturalne lub syntetyczne, które mają na celu zabijanieorganizmów szkodzących uprawom: bakterii, grzybów, chwastów czy owadów. Pestycydy mają bezpośredni szkodliwy wpływ na nasze zdrowie, co potwierdzono wieloma badaniami naukowymi. Jeżeli w organizmie człowieka przez długi czas utrzymuje się wysokie stężenie pestycydów, nasilają one procesy rakotwórcze, zaburzają działanie układu nerwowego oraz wpływają na proces tworzenia hormonów. Jednym słowem – wyrządzają wielkie spustoszenie.

    Organizacja Enviromental Working Group przebadała 50 najpopularniejszych warzyw i owoców pod względem zawartości reszt pestycydów z rożnych grup. Następnie uszeregowano je w kolejności od najbardziej "zatrutych" do najmniej szkodliwych. Owoc, który znalazł się na pierwszym miejscu niechlubnej listy może być dla większości zaskoczeniem – jest to… jabłko. Następne w kolejności są: truskawki, winogrona, seler, brzoskwinie, szpinak, słodka papryka, nektarynki, ogórki i ziemniaki. Idąc z kolei od dołu listy, najmniej zanieczyszczone są: słodka kukurydza, cebula, ananas, awokado, kapusta, zielony groszek, papaja, mango, szparagi, bakłażan.
    Czytając te dane można wpaść w panikę, warto jednak zachować spokój. Przede wszystkim badano głównie warzywa z supermarketów, które są dostarczane z wielkich upraw, gdzie pestycydy są stosowane w dużej ilości na porządku dziennym. – Jabłka z polskich sadów nie są tak intensywnie pryskane. Wystarczy porównać na straganie importowane owoce Granny Smith (to te wielkie, zielone, kwaskowate jabłka) ze zwykłą Antonówką. Wcale się nie dziwię, że w tych pierwszych jest pełno chemii, wystarczy na nie spojrzeć, one wyglądają, jakby były zrobione z plastiku – mówi pan Ryszard Zamojski, rolnik z województwa lubuskiego.
    Autor: Andrzej DębskiŹródło: Onet

    czwartek, 29 sierpnia 2013

    Za parę dni skończy się lato. Już wkrótce możemy spodziewać się intensywnego rycia kretów na naszych wypielęgnowanych trawniczkach. Niektórych ich posiadaczy bardzo to zirytuje.

    Tak nie musi być wystarczy zadać pytanie tu !!!
    I otrzymać podpowiedź jak tego uniknąć. !!!
    Czekam na zapytania.!!!
    KRETOLOG

    wtorek, 30 lipca 2013

    każdy sposób jest dobry o by był skuteczny 
    Komary, meszki, kleszcze - na samą myśl o nich wolisz zrezygnować z urlopu? Mamy skuteczne sposoby na owady i inne wakacyjne zagrożenia. 

    Komary

    Największą wakacyjną zmorą, która skutecznie uprzykrza nam życie, są komary. Praktycznie każdy wyjazd nad jezioro czy na biwak kończy się licznymi ugryzieniami. Można jednak spróbować zminimalizować ich ilość. Najskuteczniejsze są preparaty zawierające DEED (N,N-dietylo-m-toluamid). Środki dostępne w polskich sklepach zawierają do 30% tej substancji, jednak na potrzeby armi produkuje się również roztwory o wyższym stężeniu. Wysokoprocentowe preparaty są również stosowane na obszarach, gdzie występują komary przenoszące groźne choroby. Uwaga: preparatów na bazie DEED nie można stosować u noworodków do 2 miesiąca życia.

    Jeżeli komary już nas pogryzły, warto złagodzić swędzenie, ponieważ drapania tylko rozjątrza powstałą opuchliznę. W aptekach dostępny jest szereg substancji łagodzących świąd po ugryzieniach komarów. Z domowych sposobów pomogą: okład z siekanej natki pietruszki, przecieranie opuchlizny octem, przyłożenie plastra surowego ziemniaka bądź cebuli.

    poniedziałek, 29 lipca 2013

    To tylko kwestia czasu. Może by tak choć  na teraz zasięgnąć  trochę wiedzy !!!

    Komary azjatyckie atakują Europę, do Polski jeszcze nie dotarły

    Logo dostawcy PAP | dodane 47 minut temu
    AAAdrukuj


    fot. Jupiterimages
    opinie
    Komary przenoszące choroby tropikalne coraz częściej pojawiają się w Europie. W Niemczech wykryto groźne komary azjatyckie o nazwie Aedes japonicus. - Do Polski te owady na szczęście jeszcze nie dotarły - powiedziała dr Beata Biernat z Gdańska. 

    "Der Spiegel" informuje, że pochodzące z Japonii, Korei i Chin komary azjatyckie ostatnio wykryto w 25 miejscach Dolnej Saksonii oraz Wschodniej Westfalii. Są agresywne i wypierają inne gatunki. Ustalono, że mogą przenosić tzw. wirusa gorączki Zachodniego Nilu, który od wielu lat rozprzestrzenia się w USA.

    Wskazują na to przeprowadzone w Niemczech badania laboratoryjne. Jednak nie ma jeszcze pewności czy tak jest faktycznie.

    Komary azjatyckie wcześniej wykryto we Francji, Belgii oraz w Szwajcarii. W Niemczech natrafiono na nie latem 2012 r. w Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynacie. Podejrzewa się, że mogą się one pojawić także w innych regionach Niemiec oraz Europy, gdyż są bardzo inwazyjne i szybko się rozprzestrzeniają.

    Dr Beata Biernat z zakładu parazytologii tropikalnej Krajowego Ośrodka Medycyny Tropikalnej twierdzi, że na terenie Polski nie stwierdzono występowanie komara azjatyckiego Aedes japonicus.

    Jak dotąd nie natrafiono również na komara tygrysiego (Stegomyia albopicta), który również jest dość ekspansywny i pochodzi z Azji Południowo-Wschodniej. Na naszym kontynencie wykryto go m.in. we Włoszech i Grecji, pojedyncze przypadki zdarzyły się również w Belgii, Szwajcarii, Holandii i Niemczech.

    Komar tygrysi jest jeszcze groźniejszy, gdyż potrafi przenosić gorączkę krwotoczną Denga. Nie oznacza to jednak, że ta groźna choroba tropikalna pojawi się wkrótce w Europie. Występujące tu komary muszą najpierw zarazić się wirusem gorączki krwotocznej, dopiero wtedy mogą je go przenosić na ludzi, pod warunkiem, że będą mu sprzyjać odpowiednie warunki klimatyczne.

    - Komary egzotyczne są w stanie przetrwać w naszym klimacie tylko wtedy, gdy nie ma zbyt mroźnych zim - podkreśla dr Biernat. Ocieplanie się klimatu jak najbardziej im sprzyja, bo larwy tych owadów są wrażliwe na niskie temperatury.

    Do przenoszenia gorączki Zachodniego Nilu nie są jednak potrzebne komary azjatyckie. W Europie przenoszą go rodzime gatunki tych owadów. Zakażenia tą chorobą wykryto w Grecji, Włoszech, Francji i Rumunii. Jej objawy są podobne do grypy, ale może wywołać również zapalenie opon mózgowych.

    Dr Biernat podkreśla, że w Polsce nie wykryto ponad wszelką wątpliwość ani jednego przypadku zakażenia wirusem Zachodniego Nilu. Takie zakażenie podejrzewano u pacjenta badanego w Białymstoku, ale nie udało się z całą pewnością potwierdzić, że przyczyną jego dolegliwości był ten właśnie zarazek.

    - Przebadaliśmy ponad 20 tys. komarów z terenu Polski i w żadnych nie wykryliśmy wirusa Zachodniego Nilu. Nie znaczy to jednak, że nasze owady nie są nim zakażone, po prostu mogliśmy nie natrafić na niego. Takie badanie przypomina trochę poszukiwanie igły w stogu siana - powiedziała dr Biernat.

    W naszym kraju natrafiono na ptaki, np. na wróble, u których wykryto przeciwciała przeciwko wirusom Zachodniego Nilu. Świadczy to o tym, że ten zarazek krąży również u nas. - Mogę powiedzieć, ze najprawdopodobniej wirus ten dotarł do Polski - dodaje dr Biernat.

    Gorączka Zachodniego Nilu jest jedną z odmian gorączki krwotocznej. Pierwotnym rezerwuarem zarazka, który ją wywołuje, są ptaki, od których przenoszony jest on na ssaki i ludzi za pośrednictwem zakażonych nim komarów.

    Choroba najczęściej przebiega bezobjawowo. W łagodnej postaci wywołuje gorączkę, bóle głowy i mięśni. W cięższych przypadkach dochodzi do zaburzenia ruchu i koordynacji, utraty świadomości oraz zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu lub ostrego porażenia wiotkiego.
    (fbi)

    poniedziałek, 15 lipca 2013

    Żeby mówić o kretach trzeba mieć wiedzę, ja ją mam. 
    Przeczytane poniżej metody są skuteczne tylko na krótka metę czyli coś w rodzaju walki z wiatrakami.
    Dużo pracy, czasu, frustracji a rezultat mizerny.
    Kto ma kłopot z tym problemem może się do mnie odezwać, postaram się udzielić pomocy.!!!


    Nieproszeni goście w ogrodzie. Czyli jak wystraszyć kreta?

    marbat
     
    13.07.2013 , aktualizacja: 13.07.2013 10:04
    A A A Drukuj
    Kopce kretów
    Kopce kretów (Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta)
    Powszechna jest opinia, że są największą zmorą dbających o piękno swojego trawnika. Niszczą go, przeszkadzają w strzyżeniu, ale są bardzo pożyteczne, bo walczą z glebowymi szkodnikami. - Są dwie podstawowe metody na kreta - mówi ekspert.
    Ziemne korytarze kopią wiosną i latem, wtedy też niszczą trawniki. Dlatego działkowcy walczą z nimi jak tylko mogą. Ale nie jest tak łatwo.

    Krety mają swoje cykle wędrowania i żerowania w ziemi. Najczęściej odbywa się to między godziną 10 a 11 rano oraz wieczorem, wtedy powstaje najwięcej kopców.

    Nowe Renault Scénic Xmod
    Idealne połączenie minivana i crossovera. Sprawdź!
    >>>
    Warszawa Mokotów
    Tu czas płynie Twoim rytmem! Cena od 6 750 zł/m2
    >>>
    Netia Office Anywhere
    Nareszcie komunikacja bez ograniczeń. Zobacz!
    >>>
    Reklama BusinessClick
    - Często wtedy jest jedyna możliwość, by złapać kreta. Należy się ustawić od strony wiatru i zachowywać się bardzo cicho. W zeszłym roku w ten sposób złapałem 11 kretów - mówi Edward Galus, zastępca dyrektora ds. produkcji Rejonowego Przedsiębiorstwa Zieleni w Kielcach, a prywatnie działkowiec.

    I dodaje, że w tym roku problem z kretami jest tam mniejszy niż w poprzednim.

    W sklepach ogrodniczych dużą popularnością cieszą się odstraszacze na krety, nornice i inne ziemne gryzonie.

    Ceny zaczynają się od 30 zł, a kończą nawet na 120. Zdecydowanie tańsze i często skuteczniejsze są tzw. "domowe" metody. - Zasadniczo są dwie: walka zapachem i dźwiękiem - mówi Edward Galus.

    I podaje przykłady. - Bardzo często stosowany jest sposób, polegający na wkładaniu w korytarz puszki czy butelki po piwie, ale nie zawsze są one skuteczne - mówi Galus.

    Skutecznym sposobem, choć nie do końca ekologicznym, jest włożenie do kopca kawałków szmaty zamoczonej w benzynie. Inny charakter mają metody przetestowane już przez wicedyrektora RPZ. - Najbardziej przekonałem się do umieszczenia w dziurze gałęzi bzu czarnego, i ma to podwójną korzyść. Po pierwsze, odstrasza zapachem, a po drugie - gałęzie nie przepuszczą kreta dalej - opowiada.

    Można też złapać kreta. - Należy pamiętać, żeby go wynieść w bezpieczne miejsce. Wykorzystuje się do tego specjalne łapki, które są do kupienia w sklepach ogrodniczych, a ich koszt to ok. 20 zł - podkreśla wicedyrektor RPZ Edward Galus i dodaje: - Tańszym sposobem, ale bardziej żmudnym, będzie odkrycie korytarza, wkopanie wiadra w okolicę kopca, a kret tam na pewno wpadnie.

    Skutecznym, ale zdaniem wicedyrektora ostatecznym wyjściem jest wykorzystanie karbidu. Można go kupić w każdym sklepie ogrodniczym, wsypać do kretowiska i zalać wodą. - Trzeba bardzo uważać, żeby nie przesadzić i nie zatruć kreta - przestrzega Galus. I przypomina, że w Polsce te zwierzęta są pod ochroną.


    Cały tekst: http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,47262,14270146,Nieproszeni_goscie_w_ogrodzie__Czyli_jak_wystraszyc.html#ixzz2Z2CfPFZE